Friday, August 2, 2013

Turysta jako gosc zwiedzajacy twoj grajdolek

Podobnie, jak ma sie rzecz zawlaszczaniem publicznej przestrzeni i pokazywaniem jak gleboko ma sie jakiekolwiek zasady poruszania sie w tlumie, na ulicy, chodnikach, plazy i jak nam sie bardzo nalezy szacunek z racji bycia turysta,
tak samo na wakacjach turysta jako GOSC w czyims miescie/wsi/zascianku nabiera nowego, nieznanego znaczenia.
Gosc w dom, woda w rosol mawia sie w Poznaniu,
Tu turysci zajezdzajac wynajetymi mikrusami, zdawaloby sie, ze wykrzykuja:
Gosc we wies, czapki z glow!

Niczym w krainie OZ, czy Nibylandii, taki przyjezdny odkrywa nowe prawa magii:

Ulice same sie posprzataja, plaze sie zamiota.
Pety i inne smieci w momencie wypuszczenia z reki,
dematerializuja sie samoistnie, nigdy nie spadajac na chodniki.
Kosze na smieci pozostaja niewidzialne.
Koty sa piekne i zdrowe i nic, tylko je glaskac, a potem oblizywac palce, zajadajac zerokaloryczne czipsy, po ktorych puste opakowanie znika w innym wymiarze.
Magiczna kraina!
Prawa dyskrecji i prywatnosci nie obowiazuja - kazde mieszkanie, okno, uchylone drzwi
oznaczaja: sfotografuj, zajrzyj! dotknij! uchyl bardziej!

I  zadziwia mnie niepomiernie ten fakt zwlaszcza jesli chodzi o niemieckojezycznych i skandynawskich protestantow z Polnocy.
Ichnia norma kulturowa jest brak zaslon w oknach i zarazem nie zagladanie, nie wgapianie sie w nie.

Ale jak wysiadaja juz z Airbusa w Heraklionie, to wolno.
Na wakacjach Bozia nie patrzy,
a prawoslawni to nie swoi! 


No comments:

Post a Comment